...taka refleksja
przed-Swiateczna... tym razem juz calkowicie "odsrodkowa" znaczy sie
z glebi duszy ze tak powiem...
...odkad nie spedzam Swiat
z Moimi Kochanymi, staralam sie zawsze zeby bylo podobnie. pierwsze Swieta
tutaj - Wigilia w rodzinie MS-u jego brata, ktory tez ma zone z PL :). bylo
cieplo, serdecznie, wcale nie sztucznie... tradycyjne pokarmy... ale... cala
Wigilie spedzilam na hamowaniu lez... na polykaniu wszystkiego, na pilnowaniu
zeby sie nie rozryczec nagle... bo o ile Bratowa by zrozumiala, o tyle Brat i
ich dzieci juz niekoniecznie... kolejna Wigilia - u mojego Wujka... rodzina
niby 100% polska... ech... tez niby cieplo i tez niby serdecznie... nie
sztucznie... i potrawy niby tradycyjne... trzecia Wigilie spedzilismy w domu.
razem z MS i Wieksza ktora wtedy miala kilka miesiecy... i wtedy sie we mnie
cos przelamalo. zadnych wiecej Wigilii w wiekszym gronie... MS i dzieciaki. i
wystarczy. czwarta Wigilia... ciagle mam wyrzuty sumienia ze nie tak, ze uszka
nie takie, ze barszcz z torebki... az zrozumialam... piata Wigilia...
zrozumialam ze ja nie moge probowac robic tak samo jak bylo z MOimi
Kochanymi... bo ich tu nie ma... a mnie Tam nie ma... zrozumialam ze teraz moja
kolej... ze owszem, czerpac z tego co bylo, ale mam tworzyc nowe... nasze
wlasne...
...osma Wigilia, w zeszlym
roku, chyba najbardziej zwariowana :) w niespelna 3 tygodnie po przeprowadzce,
jeszcze z kartonami zapakowanymi walajacymi sie tu i owdzie... i wtedy to do
mnie dotarlo... ze to nie do konca tak, ze trzeba miec dom na blysk, ze
wszedzie musi sie rozchodzic cytrynowa won plynow czyszczacych... ze barszcz z
torebki i uszka i pierogi ze sklepu tez moga byc :) ze najwazniejsze to ze mamy
siebie, ze jest usmiech, ze szczescie, ze Milosc...
...i juz sie nie boje
Wigilii... nie boje sie tego czy bede czy nie bede plakac, czy bede (a wiem ze
bede) tesknic... bo teraz to nasze male Wigilie, kiedy tworzymy nasze male
tradycje, tak, zeby nasze Grzdyle kiedys mialy te baze... mialy sie na czym
oprzec... :)))